To było niezłe szaleństwo. 01 listopada 2002 wystartowałem z Gdańska pod Poznań, gdzie z Warszawy jechał na przeciw Rudy. Celem była Portugalia. W dzień wyjazdu pogoda była przepiękna. Następnego dnia jednak zderzyliśmy się z realiami na miarę pory roku. Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Po przekroczeniu granicy francusko-hiszpańskiej byliśmy leciutko zirytowani. Siedząc w jakiejś kafejce ok. 200 km od celu oglądaliśmy prognozę pogody z której wynikało, że kicha jest wszędzie poza południem Hiszpanii. Jako, że cała wyprawa była decyzją chwili tak więc zmiana jej przebiegu nie wymagała większego czasu do namysłu. Na otarcie łez postanowiliśmy nasze sztuki przepędzić po winklach Majorki. Panujących tam cen nie jestem w stanie zrozumieć do dzisiaj: hotel dla dwóch osób z parkingiem, śniadaniem i obiadokolacją w postaci wypasionego szwedzkiego stołu 50 euro. A piliście kiedyś za granicą piwo za 0,50 euro? Fakt, że sezon to to nie był
Rudy swoją przygodę z motocyklem już zakończył, zresztą nie tylko ją…