Ten wyjazd pozwolił mi naładować pozytywnie akumulatory – to był nieciekawy okres w moim życiu prywatnym. Na wyprawę pojechaliśmy z Madzią. Kotwicę spuściliśmy u Antonia na polu kempingowym w okolicach Zadaru. Poranki wpominam koszmarnie, rozgrzany do czerwoności namiot, a przed nim stojący wspomniany Antonio z dwoma szklaneczkami rakii własnej roboty (jeszcze mam ją w domu – nikt nie chce tego pić). Było tak gorąco, że motocykl wchodził w grę tylko wieczorami. Nigdy dotąd się jeszcze tak wspaniale nie nudziłem. Za dnia całe godziny na pomoście, a w nocy karty i wino. Jedynym minusem tego wyjazdu było to, że w knajpach występowała tylko pizza i spaghetti. Za to tak wspaniałych lodów jeszcze nigdy nie jadłem.
Na samym końcu jest zdjęcie motocykla ze stojącym obok kartonem. Otóż w drodze powrotnej byliśmy tak obładowani, że zdecydowałem się na nadanie paczki do domu. Jak się okazało na poczcie ważyła 18kg 🙂 Czy to znaczy, że powinienem się przesiąść na trajkę?